Członek Zarządu Powiatu Białostockiego Sebastian Ptaszyński twierdzi, że po złożeniu wniosku o udostępnienie informacji publicznej Urząd Miejski w Wasilkowie wydał mu oryginały dokumentów. Inaczej sprawę przedstawia zastępca burmistrza miasta Dominika Jocz, która poinformowała że incydent jest już w trakcie wyjaśniania. „Z całą pewnością pan Ptaszyński wszedł w posiadanie dokumentów w sposób nieuprawniony” - stwierdziła podczas rozmowy z dziennikarzami.
Sebastian Ptaszyński zwołał dzisiaj konferencję prasową przy wasilkowskim magistracie. Członek zarządu powiatu twierdzi, że pewien czas temu złożył w urzędzie wniosek o udostępnienie informacji publicznej. Chodziło o sprawę odwołania dyrektorki szkoły w Studziankach.
Szczegóły w tekście: Burmistrz odwołał dyrektorkę szkoły
Samorządowiec - jak opowiada - był zaskoczony, gdy zobaczył co otrzymał.
- Zostały mi przekazane oryginalne pisma należące do Urzędu Miejskiego w Wasilkowie - stwierdził i na dowód pokazał widniejącą na dokumencie naklejkę z kodem kreskowym. - Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. To bardzo dziwne, bardzo skomplikowane - dodał.
Sebastian Ptaszyński wyraził zaniepokojenie takim stanem rzeczy.
- Rodzi się pytanie, jak wygląda archiwum zakładowe miejsca, przed którym stoimy. Nie wiemy, ilu mieszkańców w odpowiedzi na wnioski otrzymuje oryginały. Co się dzieje z kopertami przetargowymi? Może też gdzieś giną. Nie wiem, szukam rozwiązania - powiedział.
Członek zarządu powiatu uważa także, że dane w dokumentach zostały zanimizowane w nieprawidłowy sposób.
- Zrobiono to tak, że wszystko można przeczytać - stwierdził.
Jak relacjonował, widząc to poinformował o tym mieszkańców Studzianek.
- Jedna z pań była zbulwersowana taką sytuacją i poczuła się bardzo skrzywdzona. Złożyła już skargę do urzędu w Warszawie, że jej dane niesłusznie przekazano mojej osobie. Są też kolejne osoby, które zamierzają złożyć takie skargi - poinformował, ale nie chciał podać konkretnej liczby.
Sebastian Ptaszyński zapowiedział podczas konferencji, że oryginały dokumentów zwróci urzędowi.
- Wspólnie z klubem radnych Wspólne Dobro zdecydowaliśmy, aby nie robić jakichś dużych afer, nie szkodzić gminie. W związku z pomyłką pana burmistrza złożymy pisma w urzędzie - powiedział.
Mówił też, że zamierza doprowadzić do kontroli zewnętrznych instytucji w Urzędzie Miejskim w Wasilkowie.
- Poproszono mnie, abym zwrócił się do pewnych instytucji, aby przeprowadzić kontrole w Urzędzie Miejskim w Wasilkowie. To nie jest moje widzimisię, ale to jest jawny przekaz większości mieszkańców gminy Wasilków. Dzisiaj rozmawiałem wstępnie z biurem wojewody. Chciałbym się z nim spotkać, porozmawiać, w jaki sposób można byłoby temu zaradzić. Rozmawiałem też z urzędem w Warszawie, jeżeli chodzi o RODO - poinformował.
Do zarzutów Sebastiana Ptaszyńskiego po konferencji odniosła się zastępca burmistrza Wasilkowa Dominika Jocz. Według jej relacji sprawa wygląda inaczej.
- Wniosek, który wpłynął dotyczył fizycznego wglądu do dokumentów, a nie udostępniania kopii, bądź tym bardziej oryginałów. Pracownik merytoryczny, który prowadził sprawę, skontaktował się z panem Ptaszyńskim i umówił się z nim na spotkanie, aby taki wgląd mu umożliwić. Pan Ptaszyński jest radnym powiatowym, osobą zaufania publicznego. W związku z tym, na podstawie przepisów mówiących, że radny ma możliwość zapoznawania się z dokumentami, zostało mu to umożliwione. Nie kwitował odbioru żadnych dokumentów - ani kopii, ani - co jest oczywiście niemożliwe - oryginałów . Natomiast wszedł w posiadanie dwóch dokumentów. Nie było w nich danych osobowych, ale z całą pewnością zrobił to w sposób nieuprawniony i będziemy wyjaśniali sprawę - zapowiedziała Dominika Jocz.
Według wiceburmistrz, „z całą pewnością żaden urzędnik nie wydał takich dokumentów”.
- Rozpoczęliśmy już procedury wewnątrz urzędu. Mamy też, jak każdy urząd, inspektora ochrony danych, który zgłosił ten incydent do rejestru. Również tę sprawę na podstawie odrębnych przepisów będzie wyjaśniał - zaznaczyła. - Pracownik przed spotkaniem przygotował dokumenty, odpowiednio wcześniej je zanimizował i udał się na spotkanie (z Sebastianem Ptaszyńskim - red). Po tym spotkaniu okazało się, że dwóch oryginałów nie ma. Nie było wydawania ani kwitowania odbioru dokumentów. Po 11 dniach pan Ptaszyński ogłosił, że takie dokumenty posiada. Dla nas oznacza to, że wszedł w ich posiadanie w sposób nieuprawniony - stwierdziła.
Jednocześnie Dominika Jocz poinformowała, że urząd cały czas dysponował tymi dokumentami w formie elektronicznej.
(mik)
Konferencja prasowa przy wasilkowskim magistracie i odpowiedź zastępy burmistrza:
Oryginalne dokumentu z urzędu w Wasilkowie w rękach radnego: