Jeszcze kilkanaście godzin temu wydawać się mogło, że w Wasilkowie zostanie po staremu. Tymczasem - czego być może niektórzy jeszcze będąc pod wpływem silnych wyborczych emocji nie dostrzegli - miejscowy układ sił wywrócił się do góry nogami. Burmistrz spokojny o wiele spraw - m.in. o dotację na budowę basenu, której jeszcze nie dostał, a już zdążył się nią pochwalić w spocie wyborczym - pierwszą turę wygrywa z przewagą zaledwie 102 głosów (na ponad 12,5 tys. uprawnionych do głosowania nie jest to zbyt wiele). I żeby dodać temu wszystkiemu dramaturgii, w radzie miejskiej z dziewięciu „jego” mandatów robią się zaledwie trzy.
W wasilkowskiej radzie miejskiej przynajmniej przez ostatni rok panował błogi wręcz spokój. Fakt, od czasu do czasu przerywany - momentami rzeczywiście przesadzonymi - „wyskokami” opozycji. Ale spokój - bo choć opozycja czasami bywała uciążliwa, to zbyt wiele jej nie było. Najpierw pięć osób, potem już tylko cztery, co poniektórzy z pewnością odnotowali z ulgą (zresztą trzeba przyznać, że zapanowała wówczas chyba nieco bardziej pokojowa atmosfera).
Konfrontacje o ile się zdarzały, były w zasadzie na pokaz. Bo i tak przecież - gdy chce się już szybciej wrócić do domu, co niejednokrotnie akcentował pewien radny - można większością przegłosować wniosek formalny o zakończenie dyskusji.
Obserwując niektórych (oczywiście nie wszystkich - niezależnie po jakiej stronie się opowiadali!) można było odnieść wrażenie, że najlepiej dla nich by było, gdyby sesje rady miejskiej ograniczały się tylko do głosowania. Bo po co dyskutować, jeżeli i tak z góry wiadomo, że uchwała zostanie przyjęta lub nie? Szczególnie jeżeli najwięcej do powiedzenia ma się w wirtualnym świecie...
Z drugiej strony przecież nie ma się co martwić. Miasto się rozwija. Wyborcy to docenią. A z tymi, którzy i tak nie zamierzają uznać „wielkich i historycznych” zasług, może rzeczywiście nie ma co rozmawiać.
Jak się jednak okazało - momentami nachalna wręcz - autopromocja i pewność siebie nie zawsze są w cenie. Niektórzy po prostu poczuli się zniesmaczeni. I dali wczoraj swemu niezadowoleniu upust przy urnach. Efekt? Z dziewięciu mandatów zrobiły się raptem trzy (a w zasadzie dwa, bo jeden kandydat zdobył mandat bez głosowania). Jak pokazało życie, kwiatkami, balonikami i ujęciami z drona nie da się wygrać wyborów.
Mimo wszystko taki rezultat wyborów w Wasilkowie zaskakuje tym bardziej, że to z pozycji rządzącego łatwiej jest prowadzić kampanię. Kontrkandydat, który nie jest u władzy, nie pochwali się przecież wybudowaną drogą czy nowym chodnikiem. Wyborcom jednak najwyraźniej nie wystarczyły zrealizowane inwestycje i obietnice kolejnych (a może poszło o tę jedną przez cztery lata niezrealizowaną?).
Trzeba przyznać, że Wspólne Dobro to chyba największy przegrany tych wyborów. Dlaczego tak się stało? Niektórzy odpowiedzi na to pytanie będą szukać pewnie przez kolejne pięć lat. Kto skorzystał najbardziej? Dwa komitety, które - jak mówi się w kuluarach - nawiążą w przyszłości współpracę. Jak pokazało też niedzielne głosowanie, sukces można odnieść startując z jednoosobowego komitetu (bez transparentnego wizytowania lokalnych imprez u boku oficjeli na parę miesięcy przed głosowaniem).
Można też gdybać, że sytuacja wyglądałaby dzisiaj inaczej, gdyby Mirosław Bielawski wywiązał się z porozumienia podpisanego z Adrianem Łuckiewiczem przed drugą turą poprzednich wyborów. Może znalezienie w budżecie 30 tys. złotych na wytyczenie szlaku MTB byłoby małym kosztem w porównaniu do tego, który rządzące dotychczas ugrupowanie poniosło? Ale to tylko gdybanie...
Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia, kto zostanie burmistrzem Wasilkowa. Wynik pokazuje, że Adrian Łuckiewicz w ciągu czterech lat przykładnie odrobił zadanie domowe. Nieco mniej ciekawie wyglądać to może z perspektywy Mirosława Bielawskiego. W poprzednich wyborach „młodego i niedoświadczonego” odstawił już w pierwszej turze. Teraz różnica pomiędzy oboma pretendentami do fotelu burmistrza Wasilkowa to zaledwie 102 głosy (na korzyść urzędującego włodarza).
Kandydat z Nasz Wasilków - Czas na Zmiany ma ten atut, że w radzie miejskiej może stworzyć realną większość (podobną retorykę stosował cztery lata temu przed drugą turą wyborów samorządowych komitet Mirosława Bielawskiego). Z kolei burmistrz Wasilkowa może mówić o swoim doświadczeniu (odmówić mu go nie można) i zrealizowanych inwestycjach (co by nie mówić, Wasilków wygląda dzisiaj inaczej niż kilka lat temu).
Kto wygra? O tym zadecydują za dwa tygodnie wyborcy. I warto - jak pokazują wyniki wyborów - przez najbliższe pięć lat pamiętać, że w końcowym rozrachunku tylko ich głos się liczy.
Michał Kułakowski