Wchodząc do restauracji Prowincja w Supraślu czuje się przede wszystkim atmosferę swobody i spokoju. Widać to już po wystroju wnętrza. Na ścianach wiszą prace uczniów Liceum Plastycznego, na parapetach leżą czasopisma muzyczne i prawdziwy rarytas – stare pisma „Kino” z lat siedemdziesiątych. Znalazło się również miejsce na biblioteczkę, której ideą jest bookcrossing – a w zasadzie idea narodziła się już nieco później, gdy klienci zauważyli że Prowincja ma fajne pozycje literackie i można wziąć je do domu, a na to miejsce położyć inną ciekawą książkę.
Pachnie czymś smacznym. A na twarzach obojga właścicieli - Ani i Michała Arciszewskich - widać uśmiech i zadowolenie. Są bardzo serdeczni, mili. I zaczynają mówić. O marzeniach. O Supraślu. O tym, co kochają. O kulturze i gotowaniu. Widać, że i Ania i Michał to ludzie z ogromną pasją i z bardzo pozytywnym podejściem do życia. Dużo w nich jakiejś energii, której nie spotyka się na co dzień. Da się zauważyć, że dobrze czują się oni w tym miejscu i przede wszystkim wiedzą, do czego dążą. Dla nich każda osoba przychodząca do Prowincji to gość, którego trzeba przywitać tak jak w domu. Bo też Prowincja to taki ich drugi dom, gdyż praca nad przygotowaniem wszystkiego tak jak trzeba wymaga naprawdę dużo czasu.
Ania i Michał są jak dobrze współpracująca orkiestra. Widać, że oboje szanują wzajemne pasje. Michał jest tym, który zna się na kuchni i gotowaniu. Ania jest pasjonatką wszelkich form kultury. Błyszczą jej oczy, gdy mówi o swojej zdobyczy - czasopism „Kino” z lat dawnych. Michał zaś totalnie się rozpływa, gdy mówi o dziczyźnie, o podlaskiej kuchni. Czasem wręcz trzeba ich oboje troszkę uspokajać, gdyż mogliby mówić o swoich zainteresowaniach godzinami. To co mówią jest ciekawe i widać, że oboje są bardzo profesjonalni w tym, co robią.
Michał zapytany o dobór menu, stwierdza jednoznacznie, że kuchnia którą proponuje „ma być prosta, lekka i nawiązywać do naszego regionu”, że najważniejsza jest świeżość wszystkiego, co proponuje. Ponadto chce uciec od tego, co jest oferowane na co dzień w Supraślu i okolicach. Swojej kuchni nie uważa za wyrafinowaną. Najważniejszy jest dla niego smak. Ale da się zauważyć, że jest kulinarnym artystą, który nawet prostą jajecznicę potrafi zamienić w dzieło sztuki. Ze śmiechem stwierdza, że „każdy z nas ma swoje potrzeby”. - Chcąc szybko coś zjeść, wyskoczę na kebaba. I wiem czego mogę się spodziewać po budce z kebabami i nie oceniam tego jako restauracji. Ale z kolei wybierając się do restauracji i spodziewając się czegoś wyjątkowego, zwracam uwagę przede wszystkim na smak. Żeby umiał mnie zaskoczyć - tłumaczy.
{ads3}
Z kolei Ania mówi, że wielu ludzi kojarzy Prowincję i kulinarny gust Michała z wyrafinowaną kuchnią, nieco się tego bojąc. Tymczasem tak naprawdę Michał, pomimo ogromnej wiedzy kulinarnej i doświadczenia w tworzeniu egzotycznych potraw dąży do tego, by przyciągać klientów prostotą i przede wszystkim smakiem. I oczywiście wysoką jakością. - Pracujemy na golonce, wołowinie, polędwicy. Staramy się, by wszystko co tworzymy było dla gości zaskoczeniem - wyjaśnia.
Ania stwierdza, że najważniejszą ideą Prowincji jest to, by kultura łączyła się z kuchnią i na odwrót. Że obie rzeczy powinny tworzyć zgrany duet. Co na przykład można zauważyć po ostatnich dokonaniach, gdy z powodzeniem połączono kuchnię polską i francuską, podając gęsinę z winem. Przy wyborze oferty kulturalnej Prowincja kieruje się przede wszystkim promowaniem lokalnych artystów, ale też tym, by było po prostu ciekawie.
Czy oboje dostrzegają jakieś problemy w działaniu w supraskiej społeczności? Raczej nie. Choć często widzą, że supraślanie więcej chcą, a mniej przekładają chęci na działanie.
Ania i Michał dużo słuchają. I starają się spełniać gusta supraślan, ale także klientów spoza Supraśla. Jeżeli jest na coś zapotrzebowanie, np. na jakiś gatunek muzyczny, wówczas Prowincja stara się takie życzenia spełnić. Planów jest wiele. Niebawem odbędzie się tu koncert muzyki francuskiej, potem koncert kolęd w wykonaniu bluesmanów, w planach jest również potańcówka na sali kinowej Domu Ludowego. Wszystko po to, by ludzie – zarówno z Supraśla, jak i turyści – chętnie odwiedzali restaurację. Bo można tu bardzo smacznie zjeść. Bo można znaleźć zarówno rozrywkę dla ciała, jak i dla ducha. Może troszkę smuci fakt, że supraślanie dość rzadko odwiedzają Prowincję poza sezonem. Ale za to większy ruch na pewno zapanuje w styczniu, kiedy to w supraskim sanatorium pojawią się pierwsi kuracjusze.
Zresztą Ania i Michał mają świetne i przystępne cenowo zestawy obiadowe, które powinny zainteresować każdego gościa, niezależnie od tego skąd jest. Bardzo ciekawym pomysłem jest również to, że Prowincja będzie otwarta w sylwestra – można rezerwować miejsca, a jedynym warunkiem jest pomysłowe przebranie.
Michał i Ania nie dostrzegają jakiejś złej rywalizacji między nimi a innymi supraskimi restauracjami. Wręcz przeciwnie. Chęć współpracy pojawia się z obu stron. Gdy w Supraślu dochodzi do jakichś większych eventów, właściciele innych restauracji oferują pomoc i vice versa – Prowincja również chętnie pomoże. Ania i Michał zgodnie stwierdzają, że każdy tu robi swoje i raczej nie ma interesu w tym, by przeszkadzać drugiemu.
A czy spełnili marzenia? Częściowo tak. A częściowo jeszcze wciąż je spełniają. Bo pracy jest wiele i długa jeszcze droga do prawdziwego spełnienia marzeń...
(br)
Restauracja Prowincja (zdjęcia udostępnione przez właścicieli restauracji):