Sery, jogurty i masło z mleka krów jersey i holsztyńsko-fryzyjskich. Podpuszczkowe i jogurtowe, naturalne, z ziołami, miodem, czarnuszką i papryką. A oprócz tego pachnąca lawenda w bukietach i pałeczkach zapachowych – Wiesława Paszkowska spod Tykocina nie lubi monotonii i nudy.
- Zajmowanie się tylko bydłem mlecznym w gospodarstwie trochę mnie nudziło. Chciałam czegoś więcej, czegoś innego, stąd wzięły się sery, produkcja jogurtów i masła – wyjaśnia Wiesława Paszkowska, która wraz z mężem Wojciechem prowadzi gospodarstwo w Nowym Mieście, kolonii pod Tykocinem.
Krowy w prezencie
Gospodarstwo pod Tykocinem to rodzinne miejsce pani Wiesi. Tu się urodziła, wychowała, sprowadziła męża i odziedziczyła ziemię po rodzicach. Krowy były w nim od początku.
- Bardzo nie lubiłam dojenia, uciekałam od niego, namawiałam kuzynkę, która z nami mieszkała, żeby to za mnie robiła, a ja do domu przed telewizor na „Dynastię" – śmieje się Wiesława Paszkowska. – Jestem najmłodsza w rodzinie, tata mnie przygotowywał do pozostania na wsi. Tyle, że bardziej od krów, wolałam prace na polu, na maszynach.
Po latach pani Wiesia polubiła też i krowy. Do niedawna jeszcze niektóre z nich doiła ręcznie, jak jej dziadek. – Był zawodowym dojarzem. Pracował w Kurowie, Stelmachowie i ręcznie doił po 50-60 sztuk dziennie – mówi.
Dziś u Paszkowskich krów się już ręcznie nie doi, system jest zmechanizowany, a mleko trafia głównie do OSM w Mońkach. Krów jest 45: holsztyńsko-fryzyjskich i jersey. Te ostatnie były marzeniem pani Wiesi. Pięć pierwszych sztuk dostała od męża kilka lat temu tuż przed Bożym Narodzeniem.
- Ich mleko jest tłustsze, bogatsze smakowo, polecane nawet dla alergików - wyjaśnia. – Poza tym wydajniejsze, czyli idealne pod sery.
Handmade by Wiesia
Serów w rodzinie Paszkowskich nikt przed panią Wiesią nie wyrabiał. Ona jednak, wraz z mężem, lubi dobre produkty. Zwraca dużą uwagę na ich jakość, pochodzenie, smak.
– W domu dużo robimy sami: mięso, masło, chleby – wylicza pani Wiesia. – Szukaliśmy na rynku serów, które spełniałyby nasze oczekiwania i nie mogliśmy znaleźć. Dlatego sama, metodą prób i błędów, zaczęłam je robić.
Po kilku latach domowej produkcji, zdecydowała się na pierwszy kurs serowarski w Akademii Siedliska Pod Lipami. W 2019 r. zarejestrowała Rolniczy Handel Detaliczny, aby móc sery sprzedawać, a w 2020 r. przeszła z produkcją serów i innych wyrobów mlecznych na MOL (sprzedaż Marginalna, Lokalna i Ograniczona).
- Dostaliśmy dotację z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, dzięki czemu powstała przy domu nowoczesna serowarnia; kupiliśmy też duży kocioł, wyposażenie – opowiada pani Wiesia. – A tu jest przestrzeń na nasz sklepik. Jego oficjalne otwarcie planujemy na 2021 rok – zapowiada.
Sery od Paszkowskich można zamawiać i kupować bezpośrednio w gospodarstwie, przez stronę na w mediach społecznościowych. Są wysyłane w różne miejsca naszego regionu i województw ościennych.
– Pokazujemy się z naszymi wyrobami na rozmaitych jarmarkach, tych popularnych w naszym regionie, czyli w Tykocinie i regularnie w Kiermusach. Tam sporo ludzi przyjeżdża z Polski i potem poleca nas swoim znajomym i rodzinie – wyjaśnia pani Wiesia.
Przed wybuchem pandemii w 2020 r. serów z gospodarstwa Paszkowskich można było też spróbować w lokalnych restauracjach: w tykocińskich Alumnacie i Villi Regent.
- Chcielibyśmy wrócić do restauracji, może też do niewielkich sklepów z dobrą żywnością – snuje plany pani Wiesława. – Choć najbardziej lubię klienta indywidualnego, rozmowę z nim, kontakt. Tworzy się wówczas jakaś relacja – zdradza pani Wiesia i pokazuje swoje masło z wybitym na gomułce napisem: „Handmade by Wiesia”. – I klient indywidualny to doceni, skomentuje, uśmiechnie się – dodaje.
Kozy, koń i lawenda
W serowej ofercie państwa Paszkowskich są sery podpuszczkowe, kwasowo-podpuszczkowe do sałatek, twarożkowe z bakaliami, albo w ziołowej czerwonej bądź zielonej posypce, na słodko i słono. Jest także domowe masło i jogurt.
- Klienci często pytają jak robimy nasze sery i dlaczego kosztują więcej niż te w sklepie – śmieje się pani Wiesia. – Ale my cenimy naszą pracę i dbamy o jakość. Krowy mamy pod oceną użytkowości mlecznej. Przyjeżdża do nas zootechnik, pobiera próbki, dlatego wiem, które mleko, od której krowy jest najlepsze. Mogę sobie wybrać, którego z nich użyję do serów.
W gospodarstwie na swoje pięć minut czekają też kozy i owce. – Córka mówi, że tak dużo mam tych zwierząt, że tylko żyrafy nam brakuje – śmieje się pani Wiesia, wskazując na skaczącego radośnie po podwórku psa Łatka i opowiadając o swojej pasji do koni. – Mamy obecnie jednego konia, jako symboliczne spełnienie mojego marzenia o stadninie.
Pani Wiesia z mleka swoich kóz i owiec również zamierza produkować sery.
Przynosi pachnące lawendowe pałeczki misternie oplecione wstążeczkami. – Bo mam też pole lawendy – wyjaśnia. – Plotę z niej takie pałki, do szafy, komody, bieliźniarki.
W rękach pani Wiesi powstają też lawendowe bukiety i pachnące laleczki, też do mieszkania i szaf. – Jak człowiek ma pasję, zawsze znajdzie na nią czas. Trzeba tylko naprawdę chcieć - dodaje.
Urszula Arter,wrotapodlasia.pl
opr. (pb)