Na jaw wychodzą kolejne fakty związane z poniedziałkową tragedią przy ulicy Kasztanowej w Białymstoku. Okazuje się, że 47-latek, który najprawdopodobniej zamordował swoją rodzinę i następnie popełnił samobójstwo, miał stanąć przed sądem za znęcanie się nad bliskimi.
Usłyszał zarzut
Jak powiedział Polskiemu Radiu Białystok podinsp. Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, 30 maja funkcjonariusze interweniowali w domu przy Kasztanowej. Mieszkający tam 47-latek miał bowiem stosować przemoc wobec rodziny. Wówczas wszczęto procedurę Niebieskiej Karty i zatrzymano agresora.
- Usłyszał zarzut znęcania się nad swoją rodziną, a prokurator wobec niego zastosował środki zapobiegawcze w postaci nakazu opuszczenia miejsca zamieszkania, zakazu zbliżania się do rodziny i dozoru policji - powiedział Polskiemu Radiu Białystok podinsp. Tomasz Krupa. Jak dodał, rodziną interesował się dzielnicowy, a do policji nie docierały sygnały, by 47-latek pojawiał się w domu bądź nękał rodzinę. Na początku lipca do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko mężczyźnie.
Rodzinie prawdopodobnie zgotował piekło
47-latek przed sądem nie stanie. Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, w poniedziałek około południa popełnił samobójstwo. Wcześniej najprawdopodobniej ostrym narzędziem zamordował 10-letnią córkę, 40-letnią żonę i 72-letnią babcię dziewczynki. Obrażenia ofiar wskazują, że się broniły. Następnie miał doprowadzić do ulatniania się gazu, czego następstwem był wybuch i pożar. Z budynku został wyniesiony z pętlą wisielczą na szyi. Pomimo szybkiej i sprawnej akcji ratunkowej nie przeżył, podobnie jak pozostali członkowie rodziny będący w budynku.
Zobacz: Białystok. Wybuch na Kasztanowej. Cztery osoby nie żyją, w tym dziecko [AKTUALIZACJA, FOTO]
W momencie, gdy rozgrywał się dramat, w domu nie było starszej córki małżeństwa. Młodej kobiecie udzielono pomocy psychologicznej.
Dokładne przyczyny i okoliczności dramatu będą znane po zakończeniu śledztwa, które prowadzi prokuratura.
(mik)