Trzy lata temu podczas akcji gaśniczej na Dojlidach zginęło dwóch białostockich strażaków. Wczoraj, w przeddzień rocznicy tragedii, strażacy z JRG 1, druhowie oraz władze gminy Dobrzyniewo Duże uczcili pamięć jednego z ratowników, który jest pochowany na cmentarzu w pobliżu miejscowości Dzikie.
W czwartkowe popołudnie, 25 maja 2017 roku, białostoccy strażacy otrzymali zgłoszenie o pożarze hali po dawnych zakładach mięsnych, gdzie urządzono magazyn sztucznych kwiatów. Na miejsce wysłano kilkadziesiąt zastępów z PSP i OSP. Jako jedni z pierwszych na Dojlidy dotarli ratownicy z Jednostki Ratowniczo - Gaśniczej nr 1 w Białymstoku.
Kiedy dwóch strażaków znalazło się wewnątrz płonącej hali, doszło do nieszczęśliwego wypadku. Pod jednym z nich zapadł się podwieszany sufit. Spadł z wysokości kliku metrów. Drugi z ratowników z powodu wysokiej temperatury nie dał rady wydostać się z budynku.
Ogniomistrz Przemysław Piotrowski i ogniomistrz Marek Giro, obaj pełniący służbę w JRG nr 1 w Białymstoku, zginęli na miejscu. Według pierwszych ustaleń, przyczyną tragedii mogły być nieprawidłowe rozwiązania konstrukcyjne zastosowane w hali. Zdaniem gen. bryg. Leszka Suskiego, ówczesnego komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej, podwieszany sufit, na który - z uwagi na spore zadymienie - nieświadomie weszli ratownicy, w ogóle nie powinien znajdować się w tego typu budynku.
Ogn. Marek Giro spoczął na cmentarzu w pobliżu miejscowości Dzikie (gm. Dobrzyniewo Duże). W niedzielę, w przeddzień trzeciej rocznicy tragedii, w kościele w Fastach odprawiono mszę świętą w intencji ratownika. W nabożeństwie oprócz bliskich uczestniczyli m. in. strażacy z JRG 1 Białystok i okolicznych jednostek OSP oraz samorządowcy.
(mik)